Kronika obozu chóralnego 2008

Kronika obozu 2008 w telegraficznym skrócie :).

3 lipca 2008 - czwartek

Wakacje, godzina 7:00 rano, plac przy płockim teatrze. Te słowa dla niektórych urosły już do rangi symbolu. Po raz enty, tym razem 3 lipca rozpoczął się wakacyjny obóz Minstrela. Ci, którzy byli niewyspani szybko się obudzili. Już od początku atmosfera w obu autobusach była rewelacyjna. Gitara, muzyka, śpiew, śmiech i wszystko inne potrzebne do dobrej zabawy. W miarę jak podróż wydłużała się to ogólna 'zamuła' oczywiście wzrastała, ale… gdy po czternastu godzinach podróży dojechaliśmy do pierwszego noclegu w Znojmo wszyscy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odzyskali siły. Niestety, ciszę nocną zarządzono już na 23:00… Grzeczne dzieci poszły więc spać (czy to zdanie na pewno jest prawdziwe?) …

4 lipca 2008 - piątek

Dzień nr 2. Znów od rana podróż. Jechaliśmy, jechaliśmy, a dla odmiany.. jechaliśmy. Na całe szczęście autobus numer jeden miał w swoich szeregach wspaniałego Pana Dyrektora prof. Tadeusza Zombirta, który co chwila umilał czas opowieściami o Italii. Co ciekawego tego dnia widzieliśmy? Zapewne były to Alpy. Ciągnące się przez wiele kilometrów góry zachwycały nas swoim pięknem. Wszyscy podziwialiśmy również nowoczesne autostrady i tunele przecinające najwyższe góry Europy. Żeby w Polsce kiedyś coś takiego zobaczyć…
Około 21:00 dojechaliśmy do Cervii - punktu docelowego obozu. I tutaj niespodzianka: autokary nie mogą podjechać pod hotel bo ulica w nocy zamienia się w pieszą promenadę. W związku z tym dźwigaliśmy nasze torby na dość dużym odcinku, ale co tam :p. Minstrel się nie poddaje :).

5 lipca 2008 - sobota

Może warto tu rozpocząć wspomnienia od tego jak wyglądały nasze posiłki. Otóż było to mniej więcej takie połączenie McDonald'sa ze szwedzkim stołem. Każdy ustawiał się w długaśnej kolejce, dostawał tackę i plastikowe sztućce, a następnie 'brał co chciał', to znaczy spagetti, albo makaron :p. Nie no bez przesady, wybór był :). A do picia był nawet taki specjalny mix: podchodziło się do automatu z którego do pewnego momentu leciało mleko, które w pewnym momencie zmieniało się w wodę :). Po śniadaniu chwila na którą zawsze reagowaliśmy okrzykiem typu "hurraaaa", czyli "wychodzimy na plażę". Zawsze oczywiście pod opieką pana Jurka, naszego nieocenionego ratownika. Po południu zaczęliśmy zaś pierwszą tego dnia próbę. W tym roku opracowywaliśmy mszę wg ks. Eugeniusza Gruberskiego, płocczanina, Małachowiaka. Chyba każdy przyznał, że efekt końcowy był piorunujący.. Niewykle miłym akcentem tego dnia było ponowne wieczorne wyjście na plazę. Godzina 21:00, a temperatura już tylko 30 stopni :).

6 lipca 2008 - niedziela

Dzień Pański rozpoczęliśmy od … śniadania, identycznego jak dzień wcześniej. W sumie to cały dzień do wieczora dzień wyglądał jak sobota. Na przemian: próba, jedzenie, morze, jedzenie, morze… Dopiero, gdy już niedziela zbliżała się ku końcowi wybraliśmy się do miejscowego kościoła pw. Serca Jezusowego, by wziąć udział w mszy o godz. 21:00, której oprawę przygotował Kameralny Zespół Wokalny POKiS, a następnie zaśpiewać, już jako cały chór, koncert dla włoskiej publiki. Ciekawostka: proboszczem tamtejszej parafii jest ksiądz pochodzący z Polski :). Niezwykle miło było patrzyć na żywiołowo i entuzjastycznie regujących ludzi, którzy o koncercie dowiedzieli się dopiero podczas mszy. Aż żal było kończyć. Gdy jednak czas ten nadszedł, młoda część chóru poszła do ośrodka, a starsza pozostała jeszcze na zaproszenie Księdza Proboszcza przed plebanią delektując się typowym włoskim napojem :).

7 lipca 2008 - poniedziałek

Na ten dzień wielu czekało! Po raz pierwszy wyruszyliśmy na zwiedzanie, lub jak kto woli na podbój Italii! Jak zapowiedział prof. Gałczyński - wycieczka potrwa cały dzień. Każdy zadowolony, że zobaczy pół Italii, ale niestety tak nie było. Zajechaliśmy do Terra del Sole. Zapowiedź tej wizyty była imponująca: miasto jest w połowie gotyckie, w połowie renesansowe. Po 10 minutach przewodnik stwierdził, że wszędzie jest to samo i nie ma sensu zwiedzać :p. Poszliśmy więc do autokarów i zajechaliśmy na inny parking, by z niego wspiąć się na wysoką górę, gdzie znajdował się gotycki zamek. Znaleźliśmy w nim m.in. średniowieczne narzędzia tortur. Kolejnym punktem poniedziałku był dwugodzinny piknik, na którym kosztowaliśmy 'wspaniałych' pakietów przygotowanych przez nasz ośrodek. Co chwila było słychać: "Chce ktoś moją kanapkę? Chce ktoś mojego rogala?". Najedzeni zajechaliśmy jeszcze do Bertinola i oglądaliśmy tamtejszy ratusz. Wieczorem zaś po kolacji, wszyscy tłumnie ruszyliśmy nad morze :). Dzięki sile persfazji pani Elizy nie było w owym dniu próby :p.

8 lipca 2008 - wtorek

Dzień jak codzień. Po wspaniałym śniadaniu z koniną, odbyło się to co chórzyści lubią najbardziej: próba! Mimo upału za oknem warto było ją przeprowadzić, bo jej efektem było pierwsze w tym roku łączenie wielogłosu. Msza wg ks. Gruberskiego - to jest coś! Zachwyceni pięknem muzyki pobiegliśmy szybko do słonego Adriatyku, a następnie na obiad. Po południu czekała nas kolejna próba, zakończona jak zawsze sukcesem. O 19:00 kolacja, a następnie czas wolny. Już tam wszyscy wiedzieli jak go sobie zapewnić :p.

9 lipca 2008 - środa

Po wydanym bardzo rano, już o 7:30 śniadaniu, wsiedliśmy do naszych ukochanych PKS Włocławek by pojechać do Forli - miasta partnerskiego Płocka, położonego ok. 30 km. od Cervii. Zobaczyliśmy w nim piękne zabytki, takie jak: kościoł katedralny i farny, czy poczta wykonana wg ''mody'' panującej za czasów Mussoliniego. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że włoski duce z 20-lecia międzywojennego urodził się właśnie w tym regionie. Następnie wybraliśmy się do tamtejszego Urzędu Miasta, by spotkać się z jego władzami, które pomogły w organizacji tegorocznego wyjazdu. Zaśpiewaliśmy również krótki koncert, który został przyjęty bardzo serdecznie. Po obiedzie w naszym hotelu odbyła się jeszcze próba i wyjście na plażę, oraz kolacja. Natomiast o 21:00 przed naszym ośrodkiem odbył się koncert. Trochę obawialiśmy się o publikę, ta jednak zachęcona plakatami z informacją o wystepie chóru EUROMINSTREL (dlaczego właśnie tak został nazwany nasz zespół nie wiemy) przybyła w zaskakująco dużej ilości. Cisza nocna zaplanowana została na 24:00 i czas do jej rozpoczęcia został szczelnie wypełniony :).

10 lipca 2008 - czwartek

Rawenna! Osobiście mówię, że na ten dzień czekałem od momentu, gdy byłem pewien wyjazdu! Zabytki Rawenny! Marzenia się spełniają. Kościoły św. Maurycego, czy katedra św. Witalisa. Piękne mozaiki, piękny układ wnętrza… Cud na ziemi. Zdecydownie najbardziej wartościowe miejsce, które zwiedzaliśmy podczas tegorocznego wyjazdu :). Poza tym pierwsze miejsce gdzie dostaliśmy jako taki czas wolny podczas wycieczki. Jednakże wypadł on w trakcie siesty i 90% sklepów i restauracji było zamkniętych. Niektórzy z głodu zmuszeni byli do zjedzenia zawartości pakietów, inni krążyli szukając czegoś otwartego (niektórzy znaleźli). Po południu, gdy już wróciliśmy do Mare e Vita poszliśmy na plażę i odbyliśmy kolejną próbę w sekcjach głosowych. Zaś późnym wieczorem część osób zaczęła przygotowywać się do obchodów dnia jutrzejszego, mającego na obozie niemal rangę święta …

11 lipca 2008 - piątek

'Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień … Tego dnia nasz Dyrygent skończył tyle właśnie lat. Długo zastanawialiśmy się jaką niespodziankę przygotować. Znów stanąć o 6:00 pod oknem i wreszczeć STO LAT, które zawsze wtedy właśnie ponoć stroi? Nie! To za banalne i przereklamowane! Dzień wcześniej, siedząc na chodniku w Rawennie mówimy: a może by tak zawiadomić kogoś ważnego, by przybył na obchody? Osobiście nikt nie złożył wizyty, natomiast specjalne orędzia nadały dwie znane wszystkim postacie, jedna z Włoch, druga z Polski. Ponoć się wszystkim podobało, a pan Sławek skomentował, że inwencja ludzka nie zna granic :). W ramach podziękowań o 10:15 odbyła się kolejna próba, tym razem już ostatnia, na którą przybyła nieśpiewająca część kadry, która była pod wrażeniem występu. Potem dzień przebiegał według schematu: jemy - opalamy się - idziemy na miasto - opalamy się - jemy. Wiadomo - ostatni dzień w Italii, trzeba było i pamiątki kupić i ostatni raz zasmakować gelato…

12 lipca 2008 - sobota

Smutek gościł tego dnia na twarzach uczestników obozu. Niestety, trzeba się było pożegnać z Italią. Patrzyliśmy z żalem na nasz hotel, na Adriatyk, na ristorante, gdzie bywaliśmy… Ale cóż! Wrócimy tu jeszcze każdy by to z chęcią zaśpiewał. Cały dzień minął nam na podróży do Bratysławy. Była ona długa i męcząca. Widoki już tak nas nie zachwycały, bo je poznaliśmy jadąc w drugą stronę. Do stolicy Słowacji dojechaliśmy ok. 21:00 i od razu poszliśmy na kolację. Niestety, pogoda uniemożliwiła nocne zwiedzanie miasta, a ci, którzy wiedzą jak wspaniałym przewodnikiem jest Pan Dyrektor Zombirt nie mogli tego odżałować..

13 lipca 2008 - niedziela

Tego dnia postanowiliśmy odwiedzić Bratysławę, położoną nad Dunajem stolicę Słowacji. Miasto zadziwiające z jednej strony pięknymi widokami, a z drugiej brakiem zbędnego przepychu, po prostu skromnością (jak na stolicę). Wdrapaliśmy się na wzgórze zamkowe, jednak niestety okazało się, że duma Bratysławy jest nieczynna z powodu remontu (wykonywanego notabene przez firmę z Polski). Pomodliliśmy się w gotyckiej katedrze św. Marcina, zwiedziliśmy też muzeum zlokalizowane w miejskim ratuszu. Po obiedzie, na który otrzymaliśmy typowo słowackie danie - zapiekany ser, dostaliśmy czas wolny na osobiste zwiedzanie, czy zakupy. Wieczorem wróciliśmy do hotelu, na ostatni obozowy nocleg…

14 lipca 2008 - poniedziałek

Ten dzień śmiało można opisać krótko: dół! Już? Toć dopiero co przyjechaliśmy! 11 dni minęło strasznie szybko. Ale cóż… Polska czeka :). Przez Czechy wróciliśmy do naszego kraju około godziny 22:00. I niestety obóz dobiegł końca. Ale za rok spotkamy się znów! I znów będziemy się bawić, śpiewać i tańczyć! Równie super jak w tym roku, a może i lepiej!

NASI OPIEKUNOWIE NA OBOZIE:
- pan Sławomir Gałczyński
- pani Eliza Łochowska
- pan Tadeusz Zombirt
- pani Maria Sieczkowska
- pan Jerzy Płoński
- pan Jarosław Domagała
- pan Mariusz Chudzik

PRÓBY PROWADZILI:
- z sopranem pani Eliza Łochowska
- z altem pani Magdalena Olszewska
- z tenorem pan Michał Korzeniewski
- z basem pan Sławomir Gałczyński
- akompaniował nam pan Jarosław Domagała

Na zakończenie: podziękowania dla Pana Sławomira Gałczyńskiego za zorganizowanie fantastycznego wyjazdu! Dzię - ku - je - my! :)

Kronikę opracował
Krzysiek Stawicki

Zobacz też:

Alfabet obozu.

Felieton z obozu.

Galeria zdjęć.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License